Ceremonia Ayahuasca to wielowiekowy rytuał szamański typowy dla Amazonii. Tam też można będąc zwykłym turystą dosłownie przekonać się „z czym to się je”. Jest to bezpieczne dla zdrowia. Miała na celu oczyszczenie organizmu z toksyn, leczenie ale zdobyła także sławę jako remedium na zrozumienie ludzkiej egzystencji i potrzeby bytu na ziemi. Choć ta ostatnia cześć mnie osobiście nie interesuje bo nie mam potrzeby dowiadywania się po co żyję i jaki jest mój cel ale chęć poznania oczyszczającej funkcji oraz zwykła ciekawość, typowa każdemu turyście, przekonała mnie do zażycia Ayahuaski. Podczas wyprawy do Południowej Ameryki 6-osobową grupą postanowiliśmy zażyć specyfiku. Odbyło się to 3 godziny rejsu Amazonką od miasta Iquitos, nad jej brzegiem w domku na palach. Szaman był dla nas sprowadzony, szedł 2 i pół godziny, i dobrze, że to on przyszedł bo nie wyobrażam sobie przeżywać tego psycho-fizycznego dramatu na klepisku w środku dżungli. Szaman dotarł nieco spóźniony więc my zniecierpliwieni byliśmy doprowadzeni do szczytu nerwowości myśląc co nas czeka. Nie wiedzieliśmy dokładnie bo żaden opis nie może odzwierciedlić tego, co każdy po zażyciu przeżywa. Choć część z nas miała na koncie kontakt z jakimś miękkim narkotykiem ale Ayahuasca nadal była znakiem zapytania.
Szaman przybył. Ubrany w zdobyczne dresy, całe zachlapane czarną mazią. Chyba ayahuasca podczas gotowania nieco bulgotała…
Mieszając ciesz w plastikowej butelce stwierdził, że ayahuasca jest mocna w tym roku. Moc zapewne bierze się od urodzaju i jakości roślin użytych do jej wytworzenia.
Rozsadzono nas w okręgu tak, żebyśmy nie mogli się dotykać. Na podwyższeniu zasiadł szaman, tuż obok nasz przewodnik, w tym wypadku tłumacz i pomocnik. Przed nami postawiono każdemu indywidualny zestaw – miskę oraz rolkę papieru toaletowego. Nasza dość wybujała wyobraźnia dostarczała nam wiele pomysłów na temat formy użycia tych przyborów łącznie z tą podstawową….związaną z czynnościami fizjologicznymi. Wyłączono generator prądu wyłączając tym samym światło. Szaman nalał każdemu po kolei wywaru objętości literatki i kazał wypić. Nie wyobrażam sobie bardziej gorzkiej rzeczy niż ayahuasca. Okropieństwo! Każdy z nas wypił wedle przykazania szamana. Następnie zgaszono latarki i szaman zaczął śpiewać, mruczeć i pogwizdywać. My zaś siedzieliśmy w ciszy i ciemności. Po ok 20 minutach sprawdzono nas czy już ayahuasca działa zapalając w naszą stronę latarkę na kilka sekund. Okazało się, że jeszcze nie jesteśmy pod wpływem. Po jakimś czasie obróciłem głowę i dokonałem odkrycia, że czubki drzew odznaczające się na tle ciut jaśniejszego nieba są w stanie „płynnym”! Szaman zapalając ponownie latarkę stwierdził, że już w nas weszło. Aby oddalić złe duchy rytuał nakazuje zapalić skręta z ziół, dodatkowo kontynuował śpiewy, mruki i gwizdy oraz szeleścił specjalnie splecionymi suchymi liśćmi w charakterystycznym jednostajnym rytmie. My zaś nie mając w ciemności punktu odniesienia mieliśmy oczy zamknięte bo chociaż oczami wyobraźni widzieliśmy otoczenie. Należy tu sobie wyobrazić sytuację po spożyciu alkoholu w znacznej ilości, kiedy to po położeniu się na łóżku doświadcza się tzw. karuzeli. Świat wirował, zaiste ale jak szybko! Sto razy szybciej (co najmniej) niż po alkoholu. Ja pierwszy doświadczyłem odruchu wymiotnego. Na pusto. Potem już wymiotowałem ayahuascą jak i my wszyscy z mniejszymi lub bardziej drastycznymi odgłosami wymiotowania i wylewania cieczy do misek. Najlepszą pozycją aby nie doświadczać zawrotów głowy była pozycja leżąca nieruchoma bowiem każdy ruch, nawet jednym palcem u ręki, powodował zawrót głowy oraz wymioty. Nie wymiotowałem chyba tak dużo od dobrych kilku lat. Do tego doszły irracjonalne halucynacje. Koleżanka dla przykładu widziała wielkie dżinsy niczym wielkoluda, które wstały i poszły…
Po ok 4 godzinach męki podjęliśmy decyzję o wyjściu z sali i pójściu do łóżek spać. Nie było to jednak tak proste jak mogłoby się wydawać. Zawroty głowy nie ustępowały, a jedna z koleżanek krzyczała już w toalecie, że jest zamknięta i nie może otworzyć drzwi i na nic zdawały się okrzyki obsługi aby zwyczajnie popchnęła drzwi. Inna podawała telefon obsłudze, która miała niby zadzwonić po helikopter…żeby ją ratować
Wstanie z pozycji leżącej do siedzącej, a potem do stojącej był nie lada wyczynem, stawianie kroków jeszcze większym, uczucie jak w zabawie kiedy przykłada się głowę do palika i biega wkoło, potem prostuje ciało i….z reguły pada na ziemię z powodu zawrotów głowy.
Wyjście z pomieszczenia się udało, cudem ale zaraz na trasie do domków, gdzie spaliśmy nastąpiła kolejna seria wymiotów za barierkę.
Kolejne perypetie, dla przykładu rozwolnienie, nad którym nie można zapanować….już każdy przeżywał w bardziej prywatnych warunkach.
